Pieśń Naszych Korzeni

Suplikanci

Od powietrza, głodu, ognia i wojny…
Tradycyjne pieśni południowo-wschodniej Polski za bytności zarazy

Piątek, 28 sierpnia, godz. 20:00, Kolegiata

Suplikanci:
Agnieszka Bernacka, Magdalena Gładysiewicz, Katarzyna Głos, Anna Iwan, Paweł Iwan, Dorota Kaplita, Piotr Kaplita, Józef Kędziora, Magdalena Mazur, Katarzyna Stachurska, Aleksandra Śnieżek, Natalia Wawrzkiewicz, Piotr Wawrzkiewicz
Organy: Michał Daleszczyk
Lira korbowa: Piotr Wawrzkiewicz
Cymbały: Paweł Iwan
Skrzypce: Witold Broda
Wybór i opracowanie repertuaru: Bartosz Gałązka (z badań własnych)

Od powietrza, głodu, ognia i wojny…
– słowo o pieśniach za bytności zarazy

Świadomy badacz-zbieracz pieśni zapisuje je wraz z kontekstem wykonawczym, również tym ledwo przez informatorów pamiętanym, lotnym, z trudem rekonstruowanym ze strzępów wspomnień ich ojców i dziadów.

Morowego powietrza to ja nie pamiętam – mówi informatorka z miejscowości Lipowiec (woj. lubelskie, pow. biłgorajski). Ale wie, dzięki pamięci poprzednich pokoleń, że w maju pod figurą trzeba śpiewać, żeby morowe powietrze nie przyszło: „Oddal od nas głód, mór ciężki…”, kilka strof wyjętych z utworu „Gwiazdo morza, któraś Pana mlekiem swoim karmiła”, a zaraz potem „Jezu, przepuść…! Matko, przebłagaj…!” – śpiewacy spod figury w Lipowcu już nie pamiętają, że te wezwania, wykonywane powoli i, jak mówią, z największą czcią, bo tylko tak trzeba, na dawną, nieśpiewnikową melodię, stanowiły niegdyś nieodłączną część suplikacji Święty Boże, funkcjonującej dziś w wielu miejscach w Polsce w postaci zunifikowanej, okrojonej w stosunku do tamtej, starodawnej.
A przecież Święty Boże miało kiedyś więcej wezwań niż ma dzisiaj – wspomina niejeden starszy rozmówca.

Gdy przyszła epidemia koronawirusa, w tych parafiach, gdzie suplikacje przetrwały w postaci niezmienionej od przeszło stu lat, od razu zabrzmiały one mocno, żarliwie, można by rzec: odpowiednio do okoliczności. W wielu innych miejscach proboszczowie i organiści, w odpowiedzi na apel biskupów, by w tym czasie poważnego zagrożenia modlić się słowami suplikacji Święty Boże „zawierającymi odniesienie do wstawiennictwa
Matki Bożej i Świętych”, powracali do zapomnianych katolickich zwyczajów i sięgali także po wezwania przed laty usunięte ze śpiewników i książeczek do nabożeństwa. Przywracali dawne, bogate melodie, które za bytności zarazy wydały się im bardziej odpowiednie niż ich uproszczone nowsze odpowiedniki.
I stało się tak, że w wielu polskich parafiach, szczególnie na Podkarpaciu, w Małopolsce i na Śląsku, Święty Boże śpiewano wiosną 2020 roku – najpierw jeszcze w pełnych, a potem w pustych z powodu pandemii kościołach – znów na starodawną nutę i ze starodawnymi słowami.

O kulcie świętych od morowego powietrza – przede wszystkim świętej Rozalii i świętego Rocha, ale także innych: Walentego, Sebastiana, Antoniego czy Mikołaja – świadczy stosunkowo duża liczba poświęconych im śpiewów zebranych podczas badań terenowych prowadzonych wśród lokalnych społeczności południowo-wschodniej Polski.
W kościołach noszących tytuły tych świętych śpiewano te pieśni głównie podczas uroczystych mszy odpustowych, ale także – jak twierdzi wielu informatorów – w ciągu roku, w okresie zwykłym; szczególnie chętnie wykonywano je przed niedzielną sumą bez akompaniamentu organów.

Częste powtarzanie utworów umożliwiało międzypokoleniowy przekaz słów i melodii. U schyłku XX w., wraz z odejściem ostatniego pokolenia ludowych kantorów, miejscowych przewodników śpiewu intonujących dawne pieśni w kościołach i kaplicach, odeszły też stare pieśni o świętych.
Bywają one jeszcze nieśmiało intonowane podczas czuwania przedpogrzebowego, czasem pod figurami w maju i czerwcu, dzieląc los innych pieśni wygnanych.

Choć nie wszędzie zanikły.
W Wielopolu Skrzyńskim (woj. podkarpackie, pow. ropczycko-sędziszowski) pieśń o św. Rozalii pt. Przezacna księżna, dziewica jest wykonywana na starym cmentarzu cholerycznym w ramach ludowego wielkanocnego zwyczaju zwanego Meus jeszcze w obecnych czasach.
W jednej z wsi położonych niedaleko Krosna (woj. podkarpackie) nadal można usłyszeć w kościele parafialnym, podczas cyklicznych nabożeństw związanych z kultem tejże świętej, inną starodawną pieśń do niej – jednak już zniekształconą (i melodycznie, i rytmicznie) pod wpływem „nowoczesnego” akompaniamentu syntezatora, a jeszcze bardziej z powodu wymuszenia ponad dwukrotnie przyspieszonego (w stosunku do wykonań zbiorowych, rejestrowanych na przełomie XX i XXI w.) tempa śpiewu.

Do grupy śpiewanych „modlitewek” – tekstów, którym informatorzy przypisują charakter niemalże magiczny – należy utwór o incipicie Wielki Boże, patrząc z góry, przed laty związany z obchodami Dni Krzyżowych, a współcześnie funkcjonujący już wyłącznie w repertuarze prywatnym.
Jak ją śpiewam, wiem, że mogę nawet całą wieś uchronić od pioruna – twierdziła śpiewaczka z Zarszyna (woj. podkarpackie, pow. sanocki).
Wykonawczyni śpiewów nabożnych, pochodząca z Wielopola Skrzyńskiego, podkreślała z kolei, że pieśń ta, zaśpiewana z odpowiednim nastawieniem, może uchronić plony przed zarazą i szkodnikami, a ludzi od zakaźnych chorób.

Przed morowym powietrzem miały też zabezpieczać formuły niektórych wypowiadanych codziennie z głęboką pobożnością modlitewek, np.:
(…) Kto tę modlitewkę co dzień odmawiać będzie,
powietrze go nie zamgli,
głód nie umorzy,
ogień nie upali,
nie zginie na wojnie, na wodzie, w żadnej złej przygodzie,
Najświętsza Panieneczka ratować go będzie.

(przekaz z Szufnarowej, woj. podkarpackie, pow. strzyżowski)

Takie modlitewki przetrwały wyłącznie dzięki rodzinnym przekazom ustnym. Dotyczy to również pieśni przeznaczonych do wykonywania wyłącznie w czasie panowania zarazy – w zgromadzeniach nie śpiewa się ich od dawna, bodaj od połowy XIX w.

Warto też wspomnieć o licznej grupie utworów o charakterze błagalnym, które jeszcze stosunkowo niedawno (w latach 50.–60. XX w.) były powszechnie znane i często śpiewane w polskich kościołach, ale dziś nie należą do żywej części repertuaru śpiewów liturgicznych, nie zachowały się też w mniej podatnym na zmiany repertuarze pozaliturgicznym. Przykładem może być Do Ciebie, Panie, pokornie wołamy, pieśń niegdyś
zaliczana do przygodnych (źródła terenowe mówią o jej związkach z ludowym obrzędem weselnym [!]; w XIX w. praktykowano jej wykonywanie podczas procesji eucharystycznych), we współczesnych śpiewnikach umieszczona wśród pokutnych. Powszechnie i często śpiewano jeszcze w 2. połowie XX w. wspomniany wcześniej utwór do Matki Bożej, przeznaczony na „czas pomoru i chorób”, Gwiazdo morza, któraś Pana mlekiem swoim karmiła – również dziś zapomniany.

Zanikanie takich pieśni spowodowane było znaczną rozbieżnością między znormalizowanymi zapisami śpiewnikowymi a praktyką parafialną. Drugiej przyczyny można doszukiwać się w częściowo zdezaktualizowanych (jak się do niedawna wydawało) tekstach słownych.
Te pieśni to żałosne były, rozciągliwe. Dużo mówiły o Boskim karaniu, o czyhających na człowieka chorościach – mówi mieszkanka Hamerni (woj. lubelskie, pow. biłgorajski). – Nowi księża już ich nie każą śpiewać, a jak księża nie każą, to organiści nie grają.

Pieśni, o których mowa wyżej, będzie można usłyszeć i zaśpiewać podczas koncertu. Zostaną one wykonane z takimi samymi intencjami, jakie towarzyszyły ich wykonywaniu wielekroć w przeszłości: o zachowanie od zarazy oraz o oddalenie zarazy.

W programie znajdzie się m.in. kilka ludowych wariantów suplikacji Święty Boże, pojawią się zapomniane (niesłusznie) śpiewy błagalne, pieśni do Matki Bożej i świętych.

Wszystkie melodie zaczerpnięto z tradycyjnego repertuaru społeczności katolickich południowo-wschodniej Polski, z przekazów zarejestrowanych podczas badań terenowych, które niżej podpisany prowadził w latach 1998–2019.

Bartosz Gałązka